"Fight club" Chucka Palahniuka przypomina miejscami pisanie Prochownika. Ale wszelkie podobieństwo to tylko pozory jak grupowanie ludzi według fryzur, albo blizn, albo posiadania (lub nie) kolczyków, kobiet wedlug bielizny, albo koloru i średnicy sutków.
Nie sądź po stylu - chciałoby się sobie powiedzieć i chciałoby się tak zrobić.
I robi się.
wtorek, lipca 25, 2006
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz