wtorek, stycznia 16, 2007

Wtorek, w pracy

Oczekuje się ode mnie wzmożonej erekcji biurokratycznej, a tu nic, impotencja. Przypomina się cytat: It's a Kafka high. You feel like a bug. W sumie nie wiem, czemu. Mamy tutaj sporo czarnego proszku. Unosi się w powietrzu, podczas, gdy masażyści SAP masują klawiatury, lurkerzy zanurzają głowy w ciekłokrystalicznych monitorach, pod stołem koleżanka dotyka mnie długim ryjkiem, który puściła pod osłoną meblościanek, jej usta są detaliczne, drażniące, piękne. Musi rozchylić je, żeby objąć sam czubeczek. Zaciskam oczy i nie myślę o jej brzydkich, anulujących wszystkie miłosne zaklęcia zębach. Zęby palaczki, popielnicy, coś jakby pamiątki z obozów zagłady. Nie myślę o nich, myślę o języczku, który się potrafi zagiąć w znak zapytania, na dnie uśmiechu, za fasadą z zębów.
- Naprawdę nie opisywałeś tego kodami?
- Naprawdę.
- Żartujesz?
- Tak, bo to takie zabawne.



2 komentarze:

bookjunky pisze...

Say, Bill, would you rub some of that powder on my lips?

. pisze...

Why not.

Powered By Blogger